|
Wspomnienia„Jesteśmy jedni dla drugich pielgrzymami,
którzy różnymi drogami zdążają w trudzie na to samo spotkanie.” Antoine de Saint – Exupéry W tym roku pielgrzymkowy czas rozpoczął się dla mnie już nieco wcześniej, gdyż by tak wcześnie rano wyruszyć, już dzień wcześniej udałam się w drogę do Warszawy. Drogę o tyle symboliczną, iż mijałam Jasną Górę i jechałam pociągiem kilka dobrych godzin, by..wrócić pieszo :)
5. sierpnia wszyscy spotkaliśmy się o 5:30 w kościele św. Anny na Krakowskim Przedmieściu, by z entuzjazmem i radością wyruszyć na pielgrzymkowy szlak. Odbyło się oficjalne rozpoczęcie 33. Warszawskiej Akademickiej Pielgrzymki Metropolitalnej: błogosławieństwo kardynała Kazimierza Nycza, ogłoszenia, kolejność wyjśćposzczególnych grup i... w drogę! Kilka minut po godzinie siódmej mijamy już kolejne ulice Warszawy, na chodnikach, przystankach, ludzie którzy w większości są bardzo przyjaźnie nastawieni pozdrawiają nas i obdarzają uśmiechami. Pielgrzymowanie... to słowo, które kojarzy mi się z wakacjami, gdyż w mojej rodzinie od wielu lat była tradycja, że każde dziecko po I Komunii Świętej po raz pierwszy szło na pielgrzymkę. I choć „nasza”, gliwicka pielgrzymka jest dość krótka, to bywały lata, kiedy z naszej rodziny pielgrzymowało nawet kilkanaście osób. Najmłodsza z kuzynek miała zaledwie roczek, gdy pojawiła się na pielgrzymkowym szlaku. I tak wędrowałam przez 11 lat, aż nadszedł moment, gdy powiedziałam sobie: „jak będę na studiach, pójdę z miasta, w którym dane mi będzie studiować”. Tak też się stało – w tamtym roku po raz pierwszy, a w tym roku po raz drugi spędziłam 10 wspaniałych dni na pieszej pielgrzymce warszawskiej. Każda pielgrzymka jest inna, ale każda wyjątkowa i wartościowa. Atmosferę tworzą przede wszystkim ludzie, którzy wędrują z sobą przez ten czas. I choć nasza Biała grupa liczyła zaledwie 50 osób, miało to swój urok. Wiedzieliśmy kto, jak się nazywa, co robi. Z niektórymi była także możliwość dłuższej rozmowy. Młodzi (głównie członkowie duszpasterstwa akademickiego „Drzewo Życia” działającego przy kościele św. Krzyża), jak i nieco wcześniej urodzeni. Weterani i nowicjusze. Wszystkich łączył jeden cel: dotrzeć do Matki, na Jasnogórski Szczyt. W pokonywaniu codziennych trudów z pewnością pomocne było ofiarowanie naszych intencji – zarówno za siebie, czy swoich bliskich, jak i polecając osoby, które prosiły nas o modlitwę. Pielgrzymka to czas rekolekcji w drodze. Możliwość „zatrzymania się” i refleksji nad swoim życiem. Każdego dnia pobudka ok. 4:00-5:00, pół godziny na poranne czynności, złożenie namiotów, pół godzinki na śniadanie (przygotowane przez osoby, które danego dnia mają dyżur „gospodarczy”) i oto słyszymy „Biała wyszła!” Kto nie zdążył ze wszystkim przed wyjściem lub też po prostu lubi spać „5 minut dłużej” jeszcze podczas pierwszych kilometrów, gdy w tle już słychać „Każdy wschód słońca...”, dopija ostatnie łyki herbaty, czy próbuje umyć zęby – oczywiście już idąc;) Każdy pielgrzymkowy dzień wypełniony jest po brzegi: modlitwy, słowo dnia, konferencje, fragmenty o patronie dnia, radosne iżywe śpiewy, czas dla bliźniego, długo wyczekiwana pielgrzymkowa poczta, z której można dowiedzieć się, o której wstajemy nazajutrz oraz… jaka będzie pogoda. W Białej grupie większość osób jest za coś odpowiedzialnych – muzyczni, porządkowi, medyczni, noszący znaczek, tubę, wzmacniacz, trzymający kabelek. Z pewnością nikt nie poczuje się „niepotrzebny”, gdyż zawsze jest coś do zrobienia :) Te funkcje, choć z pozoru wydaje się, że „idę” to przecież powinno już wystarczyć, mnie osobiście pomagają jeszcze bardziej i głębiej przeżywać pielgrzymkę. W tym roku po raz pierwszy miałam możliwość być nie tylko muzyczną, ale także porządkową. Myślę, że to bardzo ubogacające doświadczenie, gdyż porządkowy, to nie tylko osoba, która powinna kierowaćruchem, ale także myśleć np. o tym, by zaproponować wodę, nawet wtedy gdy inni są już mocno zmęczeni. To sprawia, że można poczuć się jeszcze bardziej odpowiedzialnym za brata, czy siostrę i jeszcze mocniej zrozumieć, czym jest lub być powinna miłość braterska. Jednak pielgrzymowanie to nie tylko trud i zmęczenie. Każdego dnia mamy także postoje! A tam... Belgijka, menuet, i wiele innych radosnych i skocznych tańców, bo przecież chrześcijanin to człowiek radosny i uśmiechnięty! :) Pielgrzymi dzień kończymy słowem na „dobranoc” oraz wspólnym odśpiewaniem apelu :) I tak dzień za dniem, aż 14. sierpnia z białymi mieczykami w dłoniach stajemy u stóp Matki – tej, do której zdążaliśmy przez ostatnich 10 dni. O godz. 13:00 Eucharystia na zakończenie i umocnieni, posileni rozjeżdżamy się do domów, by za rok znów wrócić na pielgrzymi szlak. Kiedy zastanawiam się jak najtrafniej podsumować tegoroczne pielgrzymowanie myślę, że najlepiej zacytować słowa Mateusza – jednego z pielgrzymów, którzy w tym roku po raz pierwszy wyruszyli na pielgrzymi szlak: „Mimo, że był to tylko jeden dzień, to był to dzień, który na długo pozostanie w mojej pamięci. Każdy przemierzony kilometr dodawał mi duchowego oczyszczenia. Dodatkowo spotkałem wspaniałych, serdecznych i ciepłych ludzi, którzy zawsze niosą pomocną dłoń. I był to kolejny dowód na to, że życie bez Boga, bez wiary nie miałoby sensu, byłoby jałowe.” Od lat nie potrafię wyobrazić sobie sierpnia bez pielgrzymki, choćby kilkudniowej. Jest to czas „ładowania akumulatorów” na kolejny rok, stawania twarzą twarz z Jezusem. Dlatego też zachęcam każdego – jeśli tylko masz ochotę, już za rok wyrusz z nami, a na pewno nie będziesz żałował! :) Kinia Sierpień 2009 roku był jednym z najbardziej wyjątkowych momentów dla ówczesnego DA. Po roku przerwy, miesiącach planowania, zastanawiania się i wątpienia, na pątniczy szlak do Częstochowy wyruszyła Grupa Biała. Jedna z najmniejszych liczebnie. Ogromna zapałem, radością, wiarą…
To była moja trzecia pielgrzymka. Żadną wcześniejszą nie denerwowałam się tak, jak tą. Po raz pierwszy szłam z grupą, za którą tak mocno opowiadałam. Całe Drzewo Życia wiedziało, że to nasza grupa i musimy zadbać, żeby wszystko było super. Ja dodatkowo wiedziałam, że odpowiadam tak bardzo konkretnie. Miałam szefować porządkowym, czyli dbać o nasze bezpieczeństwo. Szukanie się na Pl. Zamkowym, ruszenie na szlak, przejście przez Warszawę… Mimo, że ten pierwszy odcinek jest zawsze wyjątkowo długi, we wspomnieniach i na zdjęciach pozostały przede wszystkim szerokie uśmiechy, ogromna radość i głośne, energetyczne śpiewy. Nawet na postojach, siedząc w dużym kole, nie rezygnowaliśmy ze śpiewania. Szopy i GSi żartowali czasem z tego, że jesteśmy najmniejszą grupką. Na spotkaniach służb wielokrotnie musiałam zapewniać, że potrafimy sami zabezpieczać naszą grupę i porządkowych nam nie brakuje. Początkowo były to deklaracje nadmiernie optymistyczne, bo mieliśmy z Rafałem ogromnie dużo roboty. Jednak po 2 pierwszych dniach, kiedy właściwie na każdym odcinku szkoliliśmy naszych pomocników, okazało się, że sami możemy oferować „wypożyczanie” porządkowych innym grupom Także jeśli chodzi o śpiew, nie czuliśmy się w żaden sposób gorsi. Do mikrofonów zawsze byli chętni. A radość i energia, jaką większość wkładała w śpiewanie, powodowała, że słychać było nas równie wspaniale, jak grupy trzy razy większe ;> A w wielu kwestiach czuliśmy się wręcz wyjątkowi w porównaniu z innymi. Klimat tworzony przez wspólne posiłki (czasem trzeba było wstać odrobinę wcześniej… ale za to zazwyczaj można było pospać dłużej i wyruszyć po pysznym śniadanku i ciepłej herbacie, nie martwiąc się, gdzie jest najbliższy Kajzerek), wieczorne zabawy integracyjne, tańce, apele grupowe. Żadna grupa chyba nie chodziła spać tak późno, jak Biała. Na nocleg nie raz docierało się z trudem. Ale, gdy zaczynała się cisza nocna, porządkowi mieli duuużo problemów z zagonieniem do namiotów. Czasem woleli udawać, że nie widzą wymykających się nocnych spacerowiczów;) Przede wszystkim jednak wyjątkowe było to, że czuliśmy, że to nasza grupa. A my, jako Duszpasterstwo, przypomnieliśmy sobie, odkryliśmy, jak fantastycznym darem jest Wspólnota. Poza zabawą i radością pamiętam chwile zmęczenia, jak wtedy, kiedy tak strasznie lało w drodze do Garnka. I to, że niewiele mam wspomnień chwil, kiedy czułam tak ogromne wsparcie innych, którzy sami przecież też nie mieli już siły. Pamiętam wieczorne tańce i szaleństwa, kończące się trzymaniem za ręce i śpiewaniem, że „każdy się boi samotności”… I to, jak mało samo samotna się wtedy czułam. Było szaro, mgliście i wilgotno. Byłam sama, a wokół mnie naprawdę dużo nieznajomych ludzi. Większość z nich nie wyglądała na zdenerwowanych. A przynajmniej nie tak jak ja. Ja lękałam się niemal o wszystko co tyczyło się najbliższych 10 dni – Jak to będzie? Czy dam radę? Jakich ludzi spotkam? Jak będą wyglądały noclegi? Mycie?
Ludzie, wśród których stałam, być może odczuwali niepokój, ale ze zdecydowaną przewagą niedoczekania – kiedy wyruszymy? Tak rozpoczął się pierwszy dzień mojej pierwszej pieszej pielgrzymki. Kiedy zakończyła się Msza Święta w św. Annie odnalazłyśmy się z Olą, bo to z nią miałam wyruszyć na pielgrzymi szlak. Ona też była pionierką. Musiałyśmy już tylko odnaleźć znaczek. BIAŁY znaczek. „Jest! Tam go widać!” Podeszłyśmy bardzo nieśmiało. „To jest Jacek, ale wszyscy mówią na niego Muminek.”, „A to Mirek zwany Włóczykijem.”, „To Rafał.” Chłopaki przedstawiły siebie nawzajem. Byli pierwsi, których poznałam, ale i tacy, jak okazało się podczas dalszej drogi, na których zawsze można było liczyć. Na pielgrzymkę poszłam, bo chciałam zobaczyć, czy faktycznie jest to coś wyjątkowego. Tak mówiły koleżanki, które już chodziły. Grupę Białą wybrałyśmy z Olą, bo była mała i ze wspólnymi posiłkami. Liczyłyśmy na dobrą atmosferę. Nie zawiodłyśmy się. Więcej! – nigdy wcześniej nie przypuszczałam, że może być tak fantastycznie, czy to na pielgrzymce czy gdziekolwiek indziej. Na początku fascynowałam się organizacją, wszelkimi służbami, porządkowymi, muzycznymi, tubami, a nawet kabelkiem. Później fascynowałam się ludźmi – kiedy już ich trochę poznałam. Tym co mówili, jakie dawali świadectwo, jak się zachowywali. Tym, że wszyscy byli do siebie tak pozytywnie nastawieni. Fascynowały mnie intencje różańcowe. Tak wiele próśb mogło być moimi prośbami. Fascynowałam się atmosferą jaka była wśród członków Duszpasterstwa Akademickiego – bo przecież to oni tworzyli człon całej grupy. To oni machali chorągiewkami, śpiewali, wspierali siebie, księdza i ludzi wokół. Już samo patrzenie na nich było dla mnie wsparciem. Fascynowało mnie to, że członkowie Duszpasterstwa przyjeżdżali choćby na weekend, choćby na 4 na 2 dni. Fascynowało mnie ranne wstawanie. Wschody słońca. Zbieranie się i to, że po kilku dniach przestałam się spóźniać. Fascynowały mnie wspólne posiłki, ale jeszcze bardziej nasze wspólne apele wieczorne. Zazwyczaj nie chodziliśmy na „oficjalne” apele, a zostawaliśmy w naszym „białym gronie”. To były niepowtarzalne chwile. Fascynował mnie menuet, krasnoludek i inne wieczorne, trochę niepokorne zabawy. Aż wreszcie – fascynowało mnie to, że tak szybko poczułam się naprawdę oswojona przez innych (niczym Lisek z Małego Księcia;) ) – już pierwszego dnia dane mi było usłyszeć „Każdy się boi samotności…”. Teraz wiem, że to był tylko początek czegoś niezwykłego. Czułam się, jakby mój Anioł Stróż był właśnie na wakacjach, ale jak gdyby wiedział, że może, że zawsze znajdzie się jakiś inny, który się mną zaopiekuje. Że zawsze znajdzie się pomocny drugi człowiek. Po pielgrzymce pozwolono mi dołączyć do Duszpasterstwa, chociaż zaczynałam dopiero 3 klasę liceum. A teraz to ja chcę zawalczyć o to, by Białej znów udało się wyruszyć, a dzięki temu, by ktoś (a może nie jedna osoba), tak jak ja w 2009 roku, mógł zaznać tej niepowtarzalnej atmosfery pielgrzymowania w grupie Białej. Marta Czerska Pielgrzymka… :) No cóż, moja przygoda z pielgrzymowaniem na Jasną Górę razem z WAPM jest dość długa, ponieważ rozpoczęła się w 1999 r. Moja mama bardzo chciała wybrać się z pielgrzymką choć raz (nota bene mieszka w Częstochowie) i ja byłam jedyną osobą, która mogła pójść razem z nią. Wcale nie miałam na to ochoty i pamiętam, że był to dla mnie duży wysiłek fizyczny i psychiczny. Jednak w pewnym momencie poczułam, że w jakiś sposób mogę dotknąć tam „nieba”.
Następnym razem pomyślałam o pójściu na pielgrzymkę trzy lata później, kiedy skończyłam studia. Naprawdę nie wiem skąd przyszła mi do głowy ta myśl i na początku odsuwałam ją od siebie, ponieważ pamiętałam wszystkie trudy i uciążliwości z tym związane. W końcu jednak zdecydowałam się i zupełnie przez przypadek trafiłam się do Grupy Białej. Być może dlatego, że zapisujący Antek z Duszpasterstwa Akademickiego przy Parafii Św. Krzyża był tak sympatycznie uśmiechnięty. No i nie pozwolił, żebym tak po prostu przeszła obok jego stolika. Od tamtej pielgrzymki w 2002r. chodziłam co rok w Grupie Białej, a ponadto dołączyłam do Duszpasterstwa Akademickiego przy Parafii Św. Krzyża. Każdego roku nasze pielgrzymowanie było inne. Niby ta sama trasa, a jednak raz były upalne dni, innym razem częste deszcze albo chłód. Było zaćmienie słońca i oberwanie chmury do zupełnego przemoczenia oraz upał taki, że zasypiało się idąc – w sumie wszelkie warianty pogodowe. Do tego dołączał się ból i obdarcie stóp, ogromne znużenie pod koniec dnia, bardzo wczesne wstawanie rano. Ale to oderwanie od własnej całorocznej codzienności i zanurzenie w monotonny wysiłek oraz ściśle uregulowany plan każdego dnia z dużą liczbą modlitw i śpiewów, niedogodności i wyrzeczenia, zanurzenie w teraźniejszości bez kontaktu z rodziną i przyjaciółmi w domu, piękno mijanych krajobrazów, dobroć przyjmujących nas po drodze ludzi, prowadziły samoistnie do wejścia w kontemplację. Ponadto wspaniałe było przeżycie wspólnoty Kościoła. Z wieloma osobami, które tak samo pielgrzymowały wielokrotnie, stykałam się jedynie podczas pielgrzymki, a jednak witało się ich jak starych, dobrych, wypróbowanych przyjaciół. Ważna była także możliwość służby innym – w diakonii porządkowej, medycznej, muzycznej czy innych, jak również poprzez zwykłą cierpliwość, wyrozumiałość i życzliwość względem siebie nawzajem. To wszystko powodowało niesamowitą radość. Myślę, że pielgrzymowanie daje dobrą szkołę duchową. Człowiek staje się bardziej dojrzały, wrażliwy na innych. Nie bez znaczenia jest też to, że wiele intencji modlitewnych zostaje wysłuchanych, a my umocnieni. Poznałam dzięki Grupie Białej wielu wspaniałych ludzi, moich obecnych przyjaciół i znajomych, z wieloma innymi zacieśniły się więzy przyjaźni; a podczas ostatniej pielgrzymki spotkałam pewnego wspaniałego chłopaka, z którym niedawno się zaręczyłam. Jak myślę o pisaniu wspomnień z pielgrzymki, to nie wiem, od czego zacząć…tyle ich jest! Tyle myśli, skojarzeń, a przede wszystkim – ciepłych uczuć!
Po raz pierwszy na pielgrzymi szlak na Jasną Górę wyruszyłam w 2003r., będąc wówczas bodajże w 3 klasie liceum. Nie wiedziałam, jak to będzie, nie znałam nikogo, a wybrałam się ze znajomą z klasy i jej koleżankami. Dziewczyny wybrały grupę Amarantową. Można powiedzieć, że „szłam w ciemno”, ale okazało się to jednym z bardziej niesamowitych doświadczeń życiowych. Grupa była dość kameralna, ze wspólnymi posiłkami rano i wieczorem, pełna energii i radości, mimo dużego przekroju wiekowego. Wśród muzycznych znalazło się dwóch tak entuzjastycznych chłopaków, że w trudnych chwilach to oni podrywali wszystkich do życia. Ujęło mnie, że na pielgrzymce można bez trudu poznać nowych ludzi, że panuje z reguły serdeczny i przyjacielski stosunek, że w znoju dreptania każdy jest sobie w jakiś sposób bliski. Nie twierdzę, że było łatwo. Już pierwszego wieczora ledwo doczłapałam do noclegu, wielkim trudem było dla mnie przejście kilku kroków, miałam wrażenie, że jak zegnę nogi, to już ich nie rozprostuję i tak zastygnę do rana; pierwszą noc ciężko zniosłam, źle się czułam, dostałam jakichś drgawek i myślałam, że to mój pierwszy i ostatni raz na pielgrzymce. Podejrzewam, że miałam wtedy udar słoneczny, co nauczyło mnie, że czarna chustka na głowę jest bardzo złym pomysłem w upalne dni. Szczęśliwie, nad ranem czułam się dużo lepiej, a moje nogi, o dziwo, nadawały się do użytku. Podczas tej pierwszej pielgrzymki poznałam sporo osób, z którymi później przez lata utrzymywałam kontakt, poznałam mnóstwo pieśni i przyśpiewek pomagających w marszu, poznałam granice własnej wytrzymałości i swoje możliwości, ale też poznałam inny wymiar wiary – żywą duchowość autentycznie w każdej chwili dnia, od świtu do zmierzchu. To było i do tej pory jest dla mnie niesamowite, gdy wita się wschód słońca modlitwą i zostaje się z nią aż do wieczora, bez przerwy. W zasadzie cały dzień to nieustanny kontakt z Bogiem. Pamiętam ogromny ból i zmęczenie, chwilami negocjowanie z samą sobą – „dojdę czy nie dojdę, do którego momentu wytrzymam, jeszcze trochę…jeszcze jedna tajemnica różańca i schodzę na pobocze…”, ale pamiętam też niesamowite uniesienie, wzruszenie, taki potężny ładunek emocjonalny podczas wspólnych apeli wieczornych z innymi grupami oraz radość, gdy na horyzoncie wreszcie pojawił się klasztor jasnogórski. Z wyczerpania, gdy już odebrałam bagaże i zjadłam obiad, po prostu zasnęłam na trawie. Jak wróciłam do domu, moi rodzice z lękiem w oczach stwierdzili, że strasznie spuchły mi kolana…spojrzałam na nie i faktycznie – były większe niż zazwyczaj, poza tym na stopach bąble, ogólne zmęczenie, ale w sercu pewność, że w przyszłym roku znów wyruszę z pielgrzymką! Tak się też stało, tym razem z Grupą Białą. Jak się dowiedziałam, Biała związana była z Kościołem pw. Świętego Krzyża, który w okresie mojej nauki w liceum stał się bliskim i ważnym dla mnie miejscem. To tam śpiewałam w międzylicealnej scholi podczas wszelkich rekolekcji, spędziwszy przy tym mnóstwo przemiłych chwil, poznawszy wiele osób, spośród których mam przyjaciół do dziś. Tym razem na pielgrzymi szlak wybierałam się właśnie z przyjaciółmi i nowo poznanymi znajomymi. Muszę przyznać, że to był świetny czas! Biała także oferowała wspólne śniadania i kolacje, grupę prowadził przesympatyczny ksiądz, zawsze uśmiechnięty, a muzyczni pięknie oprawiali całość. Zdarzyło się nawet, że nauczyłam ich pewnej reggae’owej piosenki, usłyszanej rok wcześniej. Później ją z nimi śpiewałam, więc znów poznałam wiele nowych osób i doświadczyłam nowych rzeczy…jednak pielgrzymowanie z przyjaciółmi nie ma sobie równych, po prostu! Z tamtego czasu pamiętam, jak w Szymanowie (czyli już 2.dnia!) korzystałam z pomocy medycznej sióstr Szarytek (przekłucie bąbli), a potem musiałam gonić swoją grupę, która w tym czasie zdążyła wyprzedzić 4 inne (w tym wojsko), pamiętam nieopisaną radość i wdzięczność za drobne rzeczy, np. za ciepłą wodę wieczorem od gospodarzy, apele wszystkich grup, zwłaszcza w Stanisławowie Lipskim i w Brzustowie, w kościele z bocianami. Brzustów jest szczególnie ważny, bo to półmetek pielgrzymki. Tego roku, jako że szliśmy w Białej po raz pierwszy, mieliśmy za zadanie zrobić wianki i napisać piosenkę o pielgrzymce (zdaje się, że wówczas powstała „Ohoho, bo Biała jest najlepsza”. W kolejnych latach pojawiły się nowe przeboje, na czele z rapem „Nasza grupa rozśpiewana już od rana chwali Pana!”). Od tamtego czasu nieodłącznym elementem pielgrzymowania i moją wielką tęsknotą jest pyszna marmolada jabłkowa ze świeżym chlebkiem, jaką nas częstują gospodynie w Sulejowie. Tego dnia wstajemy tak bladym świtem, że to aż boli i docieramy do Sulejowa na Mszę św. o 7:00, po czym zdarza się przysnąć na kazaniu…ale tylko czasami! W sumie byłam na 8 pielgrzymkach, najczęściej właśnie z Grupą Białą. Każda była inna, z każdej mam inne wspomnienia, spisane skrzętnie w Kartach Pielgrzyma. Wystarczy spojrzeć na krótkie hasło tam zapisane, a przed oczami pojawia się cała sytuacja sprzed lat…aż się łezka kręci w oku. Za trzecim razem szłam już jako pełnoprawny członek Duszpasterstwa Akademickiego z nowym duszpasterzem, z grupą przyjaciół i znajomych, a także wspierałam tę grupę jako jedna z zapisujących i muzycznych. To dopiero przeżycie! Czułam, ze współtworzę coś niesamowitego, czułam, że jestem u siebie i ze swoimi. Miałam wrażenie, że nigdzie indziej nie można być bliżej Boga i innych ludzi! Warto, naprawdę warto pójść na pielgrzymkę choć raz! W moim przypadku ten pierwszy raz zapoczątkował tradycję corocznych pielgrzymek. Jakoś nie wyobrażam sobie sierpnia bez wyjścia na pątniczy szlak, choćby na kilka dni, jeśli nie mogę uczestniczyć w całości. Choćbym nie wiem, ile chciała tu napisać, nie wyrażę słowami, jak niesamowitą sprawą jest pielgrzymowanie! Zapraszam na szlak, koniecznie z Białą! Aga G. (Agnus) |