„Jesteśmy jedni dla drugich pielgrzymami, którzy różnymi drogami
zdążają w trudzie na to samo spotkanie.”
Antoine de Saint – Exupéry

W tym roku pielgrzymkowy czas rozpoczął się dla mnie już nieco wcześniej, gdyż by tak wcześnie rano wyruszyć, już dzień wcześniej udałam się w drogę do Warszawy. Drogę o tyle symboliczną, iż mijałam Jasną Górę i jechałam pociągiem kilka dobrych godzin, by..wrócić pieszo :)
5. sierpnia wszyscy spotkaliśmy się o 5:30 w kościele św. Anny na Krakowskim Przedmieściu, by z entuzjazmem i radością wyruszyć na pielgrzymkowy szlak. Odbyło się oficjalne rozpoczęcie 33. Warszawskiej Akademickiej Pielgrzymki Metropolitalnej: błogosławieństwo kard. Kazimierza Nycza, ogłoszenia, kolejność wyjść poszczególnych grup i... w drogę!
Kilka minut po godzinie siódmej mijamy już kolejne ulice Warszawy, na chodnikach, przystankach, ludzie którzy w większości są bardzo przyjaźnie nastawieni pozdrawiają nas i obdarzają uśmiechami.
Pielgrzymowanie... to słowo, które kojarzy mi się z wakacjami, gdyż w mojej rodzinie od wielu lat była tradycja, że każde dziecko po I Komunii Świętej po raz pierwszy szło na pielgrzymkę. I choć „nasza”, gliwicka pielgrzymka jest dość krótka, to bywały lata, kiedy z naszej rodziny pielgrzymowało nawet kilkanaście osób. Najmłodsza z kuzynek miała zaledwie roczek, gdy pojawiła się na pielgrzymkowym szlaku.
I tak wędrowałam przez 11 lat, aż nadszedł moment, gdy powiedziałam sobie: „jak będę na studiach, pójdę z miasta, w którym dane mi będzie studiować”. Tak też się stało – w tamtym roku po raz pierwszy, a w tym roku po raz drugi spędziłam 10 wspaniałych dni na pieszej pielgrzymce warszawskiej.
Każda pielgrzymka jest inna, ale każda wyjątkowa i wartościowa. Atmosferę tworzą przede wszystkim ludzie, którzy wędrują z sobą przez ten czas. I choć nasza Biała grupa liczyła zaledwie 50 osób, miało to swój urok. Wiedzieliśmy kto, jak się nazywa, co robi. Z niektórymi była także możliwość dłuższej rozmowy. Młodzi (głównie członkowie duszpasterstwa akademickiego „Drzewo Życia” działającego przy kościele św. Krzyża), jak i nieco wcześniej urodzeni. Weterani i nowicjusze. Wszystkich łączył jeden cel: dotrzeć do Matki, na Jasnogórski Szczyt.
W pokonywaniu codziennych trudów z pewnością pomocne było ofiarowanie naszych intencji – zarówno za siebie, czy swoich bliskich, jak i polecając osoby, które prosiły nas o modlitwę.
Pielgrzymka to czas rekolekcji w drodze. Możliwość „zatrzymania się” i refleksji nad swoim życiem. Każdego dnia pobudka ok. 4:00-5:00, pół godziny na poranne czynności, złożenie namiotów, pół godzinki na śniadanie (przygotowane przez osoby, które danego dnia mają dyżur „gospodarczy”) i oto słyszymy „Biała wyszła!” Kto nie zdążył ze wszystkim przed wyjściem lub też po prostu lubi spać „5 minut dłużej” jeszcze podczas pierwszych kilometrów, gdy w tle już słychać „Każdy wschód słońca...”, dopija ostatnie łyki herbaty, czy próbuje umyć zęby – oczywiście już idąc;)
Każdy pielgrzymkowy dzień wypełniony jest po brzegi: modlitwy, słowo dnia, konferencje, fragmenty o patronie dnia, radosne i żywe śpiewy, czas dla bliźniego, długo wyczekiwana pielgrzymkowa poczta, z której można dowiedzieć się, o której wstajemy nazajutrz oraz… jaka będzie pogoda.
W Białej grupie większość osób jest za coś odpowiedzialnych – muzyczni, porządkowi, medyczni, noszący znaczek, tubę, wzmacniacz, trzymający kabelek. Z pewnością nikt nie poczuje się „niepotrzebny”, gdyż zawsze jest coś do zrobienia :) Te funkcje, choć z pozoru wydaje się, że „idę” to przecież powinno już wystarczyć, mnie osobiście pomagają jeszcze bardziej i głębiej przeżywać pielgrzymkę. W tym roku po raz pierwszy miałam możliwość być nie tylko muzyczną, ale także porządkową. Myślę, że to bardzo ubogacające doświadczenie, gdyż porządkowy, to nie tylko osoba, która powinna kierowaćruchem, ale także myśleć np. o tym, by zaproponować wodę, nawet wtedy gdy inni są już mocno zmęczeni. To sprawia, że można poczuć się jeszcze bardziej odpowiedzialnym za brata, czy siostrę i jeszcze mocniej zrozumieć, czym jest lub być powinna miłość braterska.
Jednak pielgrzymowanie to nie tylko trud i zmęczenie. Każdego dnia mamy także postoje! A tam... Belgijka, menuet, i wiele innych radosnych i skocznych tańców, bo przecież chrześcijanin to człowiek radosny i uśmiechnięty! :) Pielgrzymi dzień kończymy słowem na „dobranoc” oraz wspólnym odśpiewaniem apelu :)
I tak dzień za dniem, aż 14. sierpnia z białymi mieczykami w dłoniach stajemy u stóp Matki – tej, do której zdążaliśmy przez ostatnich 10 dni. O godz. 13:00 Eucharystia na zakończenie i umocnieni, posileni rozjeżdżamy się do domów, by za rok znów wrócić na pielgrzymi szlak.
Kiedy zastanawiam się jak najtrafniej podsumować tegoroczne pielgrzymowanie myślę, że najlepiej zacytować słowa Mateusza – jednego z pielgrzymów, którzy w tym roku po raz pierwszy wyruszyli na pielgrzymi szlak: „Mimo, że był to tylko jeden dzień, to był to dzień, który na długo pozostanie w mojej pamięci. Każdy przemierzony kilometr dodawał mi duchowego oczyszczenia. Dodatkowo spotkałem wspaniałych, serdecznych i ciepłych ludzi, którzy zawsze niosą pomocną dłoń. I był to kolejny dowód na to, że życie bez Boga, bez wiary nie miałoby sensu, byłoby jałowe.”
Od lat nie potrafię wyobrazić sobie sierpnia bez pielgrzymki, choćby kilkudniowej. Jest to czas „ładowania akumulatorów” na kolejny rok, stawania twarzą twarz z Jezusem. Dlatego też zachęcam każdego – jeśli tylko masz ochotę, już za rok wyrusz z nami, a na pewno nie będziesz żałował!
:)
Kinia
5. sierpnia wszyscy spotkaliśmy się o 5:30 w kościele św. Anny na Krakowskim Przedmieściu, by z entuzjazmem i radością wyruszyć na pielgrzymkowy szlak. Odbyło się oficjalne rozpoczęcie 33. Warszawskiej Akademickiej Pielgrzymki Metropolitalnej: błogosławieństwo kard. Kazimierza Nycza, ogłoszenia, kolejność wyjść poszczególnych grup i... w drogę!
Kilka minut po godzinie siódmej mijamy już kolejne ulice Warszawy, na chodnikach, przystankach, ludzie którzy w większości są bardzo przyjaźnie nastawieni pozdrawiają nas i obdarzają uśmiechami.
Pielgrzymowanie... to słowo, które kojarzy mi się z wakacjami, gdyż w mojej rodzinie od wielu lat była tradycja, że każde dziecko po I Komunii Świętej po raz pierwszy szło na pielgrzymkę. I choć „nasza”, gliwicka pielgrzymka jest dość krótka, to bywały lata, kiedy z naszej rodziny pielgrzymowało nawet kilkanaście osób. Najmłodsza z kuzynek miała zaledwie roczek, gdy pojawiła się na pielgrzymkowym szlaku.
I tak wędrowałam przez 11 lat, aż nadszedł moment, gdy powiedziałam sobie: „jak będę na studiach, pójdę z miasta, w którym dane mi będzie studiować”. Tak też się stało – w tamtym roku po raz pierwszy, a w tym roku po raz drugi spędziłam 10 wspaniałych dni na pieszej pielgrzymce warszawskiej.
Każda pielgrzymka jest inna, ale każda wyjątkowa i wartościowa. Atmosferę tworzą przede wszystkim ludzie, którzy wędrują z sobą przez ten czas. I choć nasza Biała grupa liczyła zaledwie 50 osób, miało to swój urok. Wiedzieliśmy kto, jak się nazywa, co robi. Z niektórymi była także możliwość dłuższej rozmowy. Młodzi (głównie członkowie duszpasterstwa akademickiego „Drzewo Życia” działającego przy kościele św. Krzyża), jak i nieco wcześniej urodzeni. Weterani i nowicjusze. Wszystkich łączył jeden cel: dotrzeć do Matki, na Jasnogórski Szczyt.
W pokonywaniu codziennych trudów z pewnością pomocne było ofiarowanie naszych intencji – zarówno za siebie, czy swoich bliskich, jak i polecając osoby, które prosiły nas o modlitwę.
Pielgrzymka to czas rekolekcji w drodze. Możliwość „zatrzymania się” i refleksji nad swoim życiem. Każdego dnia pobudka ok. 4:00-5:00, pół godziny na poranne czynności, złożenie namiotów, pół godzinki na śniadanie (przygotowane przez osoby, które danego dnia mają dyżur „gospodarczy”) i oto słyszymy „Biała wyszła!” Kto nie zdążył ze wszystkim przed wyjściem lub też po prostu lubi spać „5 minut dłużej” jeszcze podczas pierwszych kilometrów, gdy w tle już słychać „Każdy wschód słońca...”, dopija ostatnie łyki herbaty, czy próbuje umyć zęby – oczywiście już idąc;)
Każdy pielgrzymkowy dzień wypełniony jest po brzegi: modlitwy, słowo dnia, konferencje, fragmenty o patronie dnia, radosne i żywe śpiewy, czas dla bliźniego, długo wyczekiwana pielgrzymkowa poczta, z której można dowiedzieć się, o której wstajemy nazajutrz oraz… jaka będzie pogoda.
W Białej grupie większość osób jest za coś odpowiedzialnych – muzyczni, porządkowi, medyczni, noszący znaczek, tubę, wzmacniacz, trzymający kabelek. Z pewnością nikt nie poczuje się „niepotrzebny”, gdyż zawsze jest coś do zrobienia :) Te funkcje, choć z pozoru wydaje się, że „idę” to przecież powinno już wystarczyć, mnie osobiście pomagają jeszcze bardziej i głębiej przeżywać pielgrzymkę. W tym roku po raz pierwszy miałam możliwość być nie tylko muzyczną, ale także porządkową. Myślę, że to bardzo ubogacające doświadczenie, gdyż porządkowy, to nie tylko osoba, która powinna kierowaćruchem, ale także myśleć np. o tym, by zaproponować wodę, nawet wtedy gdy inni są już mocno zmęczeni. To sprawia, że można poczuć się jeszcze bardziej odpowiedzialnym za brata, czy siostrę i jeszcze mocniej zrozumieć, czym jest lub być powinna miłość braterska.
Jednak pielgrzymowanie to nie tylko trud i zmęczenie. Każdego dnia mamy także postoje! A tam... Belgijka, menuet, i wiele innych radosnych i skocznych tańców, bo przecież chrześcijanin to człowiek radosny i uśmiechnięty! :) Pielgrzymi dzień kończymy słowem na „dobranoc” oraz wspólnym odśpiewaniem apelu :)
I tak dzień za dniem, aż 14. sierpnia z białymi mieczykami w dłoniach stajemy u stóp Matki – tej, do której zdążaliśmy przez ostatnich 10 dni. O godz. 13:00 Eucharystia na zakończenie i umocnieni, posileni rozjeżdżamy się do domów, by za rok znów wrócić na pielgrzymi szlak.
Kiedy zastanawiam się jak najtrafniej podsumować tegoroczne pielgrzymowanie myślę, że najlepiej zacytować słowa Mateusza – jednego z pielgrzymów, którzy w tym roku po raz pierwszy wyruszyli na pielgrzymi szlak: „Mimo, że był to tylko jeden dzień, to był to dzień, który na długo pozostanie w mojej pamięci. Każdy przemierzony kilometr dodawał mi duchowego oczyszczenia. Dodatkowo spotkałem wspaniałych, serdecznych i ciepłych ludzi, którzy zawsze niosą pomocną dłoń. I był to kolejny dowód na to, że życie bez Boga, bez wiary nie miałoby sensu, byłoby jałowe.”
Od lat nie potrafię wyobrazić sobie sierpnia bez pielgrzymki, choćby kilkudniowej. Jest to czas „ładowania akumulatorów” na kolejny rok, stawania twarzą twarz z Jezusem. Dlatego też zachęcam każdego – jeśli tylko masz ochotę, już za rok wyrusz z nami, a na pewno nie będziesz żałował!
:)
Kinia