Przmęczeni, jak i trochę przemoczeni (na ostatnim odcinku powrotu zaczęło siąpić) i częściowo pogubieni, powróciliśmy na obiad, po którym tradycyjnie już - gier ciąg dalszy nastąpił. Ale także zagadek matematycznych, którymi Tomek sypał nam jak z rękawa, i potem większość ludzi, bez względu na kierunek swego kształcenia rozkmianiała te czarne, białe i czerwone kapelusze... (jak ktoś ciekaw, to do Tomka;)
Niestety, wyjazd był krótki z założenia, więc w niedzielę po śniadaniu i Mszy nadszedł czas powrotu do Warszawy...